Baśnie naszego dzieciństwa: Żywa woda
Dawno temu w samotnej chacie w górach mieszkała uboga wdowa. Bardzo ciężko pracowała i często nie dojadała, dlatego pewnego dnia poważnie zachorowała. Martwiła się bardzo o swego jedynego syna Jaśka, gdyż był jeszcze młodym chłopcem. Kiedy poczuła się już bardzo źle, poprosiła syna, aby poszedł do wioskowej znachorki po zioła.
Gdy chłopiec dotarł do uzdrowicielki, ta spojrzała na niego i powiedziała:
- Twojej matce nie pomogą już zioła. Jest zbyt ciężko chora. Jedynym ratunkiem dla niej jest żywa woda.
- A gdzie ja znajdę taką wodę? - zdziwił się Jasiek.
- Na szczycie Sobotniej Góry bije źródło. Ale uważaj, gdyż strzegą go złe duchy, wilkołaki i strzygi. Ten, kto się ich przestraszy, zamienia się w kamień - powiedziała znachorka.
- Muszę tam pójść - odparł chłopiec.
Kobieta pokiwała głową i dała mu gliniany dzbanuszek.
Jasiek szybko ruszył w drogę. Po dwóch dniach dotarł pod Sobotnią Górę i zaczął się wspinać na szczyt. Po drodze widział wiele głazów o ludzkich kształtach. Wiedział, że to śmiałkowie, którzy odważyli się tu przyjść. Nie zaszedł daleko, gdy usłyszał odgłos lawiny kamieni. Zacisnął zęby i nawet się nie obejrzał. Po chwili dźwięk umilkł. Nie minęła chwila, gdy dobiegło go wycie wilków. Ciarki przeszły mu po plecach, ale dzielnie szedł naprzód. Gdy poczuł, jak złośliwe strzygi gryzą go w łydki, wykrzyknął:
- A sio! Odejdźcie ode mnie! I tak nie zawrócę!
Kiedy był w połowie drogi, na ścieżce przed nim stanęła piękna panna.
- Jaśku, chodź ze mną. Jesteś na pewno bardzo zmęczony. Odpoczniesz, posilisz się, zapomnisz o swoich zmartwieniach...
- Precz mi z drogi - warknął chłopiec i na miejscu panny pojawił się rycerz w lśniącej zbroi. Zaczął wymachiwać wielkim mieczem.
- Odejdź, nie boję się ciebie - powiedział Jasiek.
Wtedy na ścieżce stanął bogaty kupiec.
- Dam ci tyle złota, ile tylko zapragniesz - kusił.
Chłopiec zamknął oczy i szybko ominął kupca. Wtem usłyszał wokół siebie płacz
- Jeszcze nie pora, by martwić się o innych - szepnął i po chwili stanął na szczycie Sobotniej Góry.
Widok był piękny. Pod skałą biło źródełko, a woda w nim miała intensywnie błękitny kolor. Nad źródłem krążył wspaniały sokół. Widząc Jaśka, usiadł mu ostrożnie na ramieniu i podał zieloną gałązkę, po czym odleciał. Chłopiec nabrał wody do dzbanuszka, który dostał od znachorki. Napił się i natychmiast odzyskał siły do powrotnej drogi. Odchodząc, namoczył też zieloną gałązkę.
Schodząc z góry dotykał gałązką nieszczęśników zamienionych w głazy i zdejmował z nich zaklęcia. Byli tam rycerze i chłopi, młodzieńcy i starcy. Wszyscy dziękowali dzielnemu Jaśkowi i dołączali się do niego, tworząc swoisty orszak.
Gdy chłopiec dotarł do domu, jego matka nie żyła. Przez chwilę w oczach chłopca błysnęły łzy, wierzył jednak, że żywa woda przywróci jej życie. Ostrożnie wylał na nią kilka kropel z dzbanuszka. Wtedy kobieta powoli uniosła powieki. Jasiek dał jej się napić i nagle odzyskała zupełnie siły. Mogła wstać z łóżka, śmiać się i nucić wesołe piosenki jak dawniej. Od tamtej pory w małym domku nie było już trosk i chorób, lecz dobiegał z niego radosny śmiech.
Na szczycie Sobotniej Góry nie ma już cudownego źródełka. Pozostały tylko głazy, których Jasiek nie zdążył odczarować.
kto był autorem?
OdpowiedzUsuńKto jest autorem?! Baardzo ważne!
OdpowiedzUsuńO ile pamiętam tą bajkę to była ona troche inna bo było trzech braci a na samym szczycie był jeszcze ogień.
OdpowiedzUsuńAutor to Dominika Strzelecka(tak mi się wydaje)
OdpowiedzUsuńDominika Strzelecka... Ja gienka z Lubartowa, Andy Bear...
UsuńTo stara bajka ludowa. Autor nieznany.
JA
OdpowiedzUsuńA to nie dziewczyna poszła po wodę dla matki?Coś mi się tak po głowie kręci