Polskie legendy: Wyspa Wisielca
Wiele lat temu, gdy w Bydgoszczy lato dobiegało końca, nad brzegiem rzeki Brdy stanęła piękna dziewczyna. Szybko zdjęła sukienkę i w samej halce wskoczyła do wody, po czym zaczęła płynąć w kierunku pobliskiej wyspy. Niestety, już po chwili porwał ją wartki nurt, a w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc.
Gdy woda wyrzuciła na brzeg ciało dziewczyny, rozpoznano w niej córkę jednego z najzamożniejszych bydgoskich szlachciców. O sprawie długo szeptano, zastanawiając się czemu taka piękna szlachcianka postanowiła zakończyć swe życie. Plotki krążyły przez całą jesień i zimę, aż wiosną wydarzyło się coś, co jeszcze bardziej zaprzątnęło uwagę mieszczan.
Pewnego dnia na brzegu rzeki zapłonęła zacumowana tratwa. W łunie ognia widać było wyspę, w pobliżu której utonęła szlachcianka. W oddali, na szubienicy, kołysało się sześć wiszących ciał. Byli to flisacy, oskarżeni przez zamożnego szlachcica o kradzież i skazani na jedyną słuszną w tamtych czasach karę.
Owym szlachcicem okazał się ojciec zmarłej dziewczyny. Gdy patrzył na wisielców, dręczyło go sumienie. Wiedział, że byli niewinni, bo żadna kradzież nigdy nie miała miejsca. Oskarżył ich ogarnięty żądzą zemsty, bowiem jego córka tego feralnego dnia płynęła do swego ukochanego, a on nie mógł się od nich dowiedzieć kto czekał na nią na wyspie. Po jej śmierci szlachcic na wszelkie sposoby starał się odkryć, kim był ten, przez którego zginęła dziewczyna. W końcu postanowił zemścić się na wszystkich flisakach, oskarżył ich o kradzież i przekupił sędziego, aby wydał najwyższy możliwy wyrok.
Ciał nigdy nie zdjęto, zostawiając je ku przestrodze. A wyspę, na której to wszystko się wydarzyło, zaczęto nazywać Wyspą Wisielca. I tak zostało do dziś.
Komentarze
Prześlij komentarz