Polskie legendy: Czarci staw w Górze Kalwarii
W Górze Kalwarii stoi kościół zwany Wieczernikiem. Otacza go piękny
park. A w parku natknąć się można na niewielki staw. Staw ów mimo
bliskości świętego miejsca zwany jest czarcim. A wszystko przez pewnego
młodego mnicha i jego przeora.
Rzecz działa się w dawnych czasach, gdy w Polsce rządził król Jan III Sobieski. Obok Wieczernika stał niewielki klasztor zakonu marianów. Mnisi żyli skromnie i często zaglądał do nich głód. Przeor wysyłał wtedy swoich braci do okolicznych mieszkańców z prośbą o datki. Ponieważ jednak zawsze stawiał modlitwę ponad potrzeby doczesne przykazywał swoim mnichom powrót do klasztoru przed wieczorną modlitwą.
Pewnego razu po datki wysłał najmłodszego z braci zakonników. Chłopak był bardzo lubiany przez mieszkańców okolicznych miejscowości, stąd zawsze przynosił większe dary niż inni bracia. Tego dnia odwiedziny w okolicznych domostwach tak go zaabsorbowały, że zapomniał o nakazie powrotu przed wieczorną modlitwą. Gdy wrócił z pękatym mieszkiem było już bardzo późno. W bramie klasztoru przywitał go rozgniewany przeor.
Wyrwał chłopakowi mieszek i rzucił do pobliskiego stawu krzycząc, że to przeklęte pieniądze i nie mogą być ważniejsze od modlitwy. W tej chwili woda w stawie zabulgotała. Mnisi poczuli zapach siarki i usłyszeli diabelski śmiech.
Od tego czasu woda w stawie podobno jest zatruta, a śmiałkom, którzy odważą się w niej wykąpać na skórze pojawiają się bolące czyraki. Są też tacy, który twierdzą, że widzieli samego Lucyfera wychylającego głowę spod wody i zanoszącego się złowrogim śmiechem.
Rzecz działa się w dawnych czasach, gdy w Polsce rządził król Jan III Sobieski. Obok Wieczernika stał niewielki klasztor zakonu marianów. Mnisi żyli skromnie i często zaglądał do nich głód. Przeor wysyłał wtedy swoich braci do okolicznych mieszkańców z prośbą o datki. Ponieważ jednak zawsze stawiał modlitwę ponad potrzeby doczesne przykazywał swoim mnichom powrót do klasztoru przed wieczorną modlitwą.
Pewnego razu po datki wysłał najmłodszego z braci zakonników. Chłopak był bardzo lubiany przez mieszkańców okolicznych miejscowości, stąd zawsze przynosił większe dary niż inni bracia. Tego dnia odwiedziny w okolicznych domostwach tak go zaabsorbowały, że zapomniał o nakazie powrotu przed wieczorną modlitwą. Gdy wrócił z pękatym mieszkiem było już bardzo późno. W bramie klasztoru przywitał go rozgniewany przeor.
Wyrwał chłopakowi mieszek i rzucił do pobliskiego stawu krzycząc, że to przeklęte pieniądze i nie mogą być ważniejsze od modlitwy. W tej chwili woda w stawie zabulgotała. Mnisi poczuli zapach siarki i usłyszeli diabelski śmiech.
Od tego czasu woda w stawie podobno jest zatruta, a śmiałkom, którzy odważą się w niej wykąpać na skórze pojawiają się bolące czyraki. Są też tacy, który twierdzą, że widzieli samego Lucyfera wychylającego głowę spod wody i zanoszącego się złowrogim śmiechem.
Komentarze
Prześlij komentarz