Polskie legendy: Jak święty Andrzej do Szaflar podróżował
Dawno, dawno temu na Podhalu było zaledwie kilka wiosek i dwa kościoły - jeden w Szaflarach i drugi w Czanym Dunajcu. Dlatego ludzie z Zakopanego i Kościeliska musieli pokonywać długą drogę na niedzielną mszę.
Pewnego dnia dwóch gazdów postanowiło, że aby odwdzięczyć się gościnnej parafii, wyrzeźbią figurę świętego Andrzeja Apostoła. Jak pomyśleli, tak zrobili. Gdy skończyli, tak im się spodobała drewniana rzeźba, że postanowili od razu zanieść ją do Szaflar.
Dźwignęli figurę na ramiona i ruszyli w drogę. Nie uszli jednak daleko, bo figura okazała się bardzo ciężka. Gazdowie prosili więc wędrujących ludzi o pomoc. W końcu młody Jasiek zdecydował się wziąć figurę na swe barki. Młodzieniec był silny i rosły, w połowie drogi jednak opadł z sił. Ponieważ mimo próśb nikt nie rwał się do pomocy, po chwili odpoczynku Jasiek znów ruszył w drogę.
Dotarł do Białego Dunajca i padł zmęczony. I tym razem nikt mu nie pomógł. Zamyślił się Jasiek, spojrzał na figurę. W końcu stwierdził, że rzeźba przecież nie jest poświęcona, więc to żaden święty tylko zwykły kawał drewna. I już po chwili wrzucił ją do pobliskiej rzeki, pozbywając się problemu.
Jak się wkrótce okazało, dobrze zrobił. Nurt rzeki zaniósł figurę do Szaflar, gdzie wyłowiono ją z wody i zaniesiono do kościoła. Święty Andrzej stoi tam po dziś dzień.
Komentarze
Prześlij komentarz