Legenda o świętym Patryku: Jak wypędził węże z Irlandii?
Dawno, dawno temu, gdy irlandzka ziemia spowita była jeszcze pogańskimi wierzeniami, a tajemnicze druidyczne rytuały rozbrzmiewały wśród pradawnych dębów, przybył na zieloną wyspę człowiek o imieniu Patryk. Nie był to jego pierwszy raz na tej ziemi – jako młodzieniec został porwany przez irlandzkich najeźdźców i spędził lata w niewoli pasąc owce na zboczach wzgórz Antrim, gdzie w samotności odnalazł Boga.
Teraz powrócił, niosąc ze sobą wiarę i płomień, którego nic nie mogło zgasić. Wędrował przez torfowiska i doliny, przechodził przez lasy i wrzosowiska, a jego słowa jak nasiona padały na żyzną glebę serc mieszkańców wyspy.
Lecz nie wszystkie stworzenia na Irlandii przyjęły jego nauki z radością. W jeziorach, bagnach i mrocznych gąszczach kryły się węże – symbole dawnych pogańskich mocy, wijące się cienie starej wiary. Syczały złowrogo, gdy Patryk nauczał o jednym Bogu, a ich jadowite zęby lśniły w półmroku, grożąc każdemu, kto odwracał się od dawnych bóstw.
Pewnego dnia, gdy świt rozjaśnił niebo nad górą Croagh Patrick, święty mąż wspiął się na jej szczyt. Uniósł swoją laskę – prostą, drewnianą, ale obdarzoną mocą wiary – i uderzył nią o kamienną ziemię. Dźwięk rozszedł się po całej wyspie jak grzmot. Z jezior, z bagien, spośród skał i z leśnych ostępów wypełzły węże wszystkich rozmiarów – od małych jak palec, do ogromnych jak pnie drzew. Wiły się i syczały, ale nie mogły oprzeć się wezwaniu.
Patryk stał niewzruszony na szczycie góry, a jego szaty powiewały na wietrze. Powoli zaczął schodzić w stronę zachodniego wybrzeża, a za nim, jak rzeka łusek i splątanych ciał, podążały wszystkie węże Irlandii. Ludzie zamykali się w domach, matki tuliły dzieci do piersi, wojownicy ściskali miecze w dłoniach, widząc ten przerażający orszak.
Gdy Patryk dotarł na klif nad Atlantykiem, uniósł ponownie swoją laskę i przemówił głosem, który niósł się ponad szumem fal: W imię Trójcy Świętej, nakazuję wam opuścić tę wyspę, która od dziś będzie domem wiary prawdziwej!
Węże, jeden za drugim, wślizgnęły się do wody i zniknęły w otchłani. Patryk stał długo na klifie, a jego twarz rozjaśniło ciepłe światło zachodzącego słońca. Od tamtej pory żaden wąż nie zamieszkał już na zielonej wyspie, a lud Irlandii przyjął wiarę, którą przyniósł im człowiek z laską.
Do dziś, gdy wiosna budzi do życia irlandzkie łąki, a koniczyna rozkwita swym potrójnym liściem, ludzie wspominają świętego Patryka – tego, który wygnał węże i przyniósł światło na wyspę mgieł.
Komentarze
Prześlij komentarz