W odległych czasach, gdy rytm życia wyznaczały cykle natury, a ludzie żyli w harmonii z otaczającym ich światem, Słowianie oddawali cześć potężnym bogom i boginiom. Jedną z nich była Mokosz – matka ziemia, opiekunka kobiet i strażniczka domowego ogniska. Każdej jesieni, gdy pola pustoszały po żniwach, a lasy mieniły się złotem i czerwienią, społeczność zbierała się, by uczcić Mokosz i podziękować za urodzaj. Ostatni piątek października był dniem szczególnym - kobiety odprawiały rytuały ku czci bogini i składały ofiary, aby Mokosz zapewniła szczęśliwy i dostatni rok. Dary, takie jak włóczka czy grzebień, pod koniec dnia palono w ogniu. Składano też ofiary w postaci pszenicy, słodkich bułeczek czy czerwonego wina, gdyż były one uznawane za symbole dobrobytu. Do strudni wrzucano monety, len lub przędzę, aby bogini chroniła wszystkie kobiety w rodzinie. W dniu poświęconym Mokosz kobiety nie podejmowały codziennych prac. Uważano, że za nieposłuszeństwo bogini mogła ukarać nie tylko splątan
Dawno temu ziemią lubelską władał książę Bolesław Krzywousty. Lublin był wówczas niewielkim grodem i nie posiadał murów obronnych ani żadnej wieży strażniczej, z której można by było obserwować okolicę.
Książę po długim namyśle rozkazał wybudować kamienną wieżę na szczycie pobliskiego wzgórza. Przez wiele miesięcy zwożono ciężkie kamienie i budowano dniem i nocą. Aż wreszcie budowa została zakończona. Bolesław Krzywousty obwieścił poddanym, że wieżę odda wojownikowi, który będzie godnie stać na straży ziemi lubelskiej i jej mieszkańców.
Wieść szybko rozniosła się po całym kraju i do Lublina zjechało wielu znamienitych rycerzy. Książę miał wielki dylemat komu powierzyć wieżę, więc postanowił urządzić turniej rycerski. Walki i pokazy trwały przez kilka dni. Po długich zmaganiach zwycięzcą został jeden z rycerzy z Mazowsza. Książę wezwał go do siebie i powiedział:
- Musisz mi rycerzu złożyć przysięgę. W obecności tych wszystkich ludzi musisz przysiąc, że będziesz strzegł tych ziem nie dla własnych korzyści, lecz dla dobra mego ludu.
- Daję ci rycerskie słowo, panie - odparł rycerz, klękając i pochylając głowę.
- Rycerskie słowo to najmocniejsza przysięga.
Po tych słowach książę okrył zwycięzcę zielonym płaszczem i kazał mu iść na szczyt wieży. Ledwie rycerz stanął na górze, zerwał się wiatr. Zatrzepotał jego zielonym płaszczem i wiał tak mocno, że po chwili wieża runęła i została z niej tylko sterta gruzu.
Wtedy Bolesław Krzywousty zrozumiał, że przysięga rycerza była nieszczera. Rozkazał od nowa wybudować wieżę. Po kilkunastu tygodniach kamienna budowla znów górowała nad Lublinem. I ponownie zorganizowano rycerski turniej. Tym razem zwyciężył rycerz ze Śląska.
- Przysięgam książę, że pod moimi rządami ziemia lubelska nie zazna biedy i cierpienia - powiedział, uderzając w tarczę mieczem.
- Słowo rycerza to największa przysięga - odparł książę Bolesław i okrył zwycięzcę zielonym płaszczem.
Lecz gdy rycerz stanął na szczycie wieży, znów zerwał się wiatr. Tak jak poprzednio, szarpał płaszczem we wszystkie strony i po chwili wieża zawaliła się.
- Widocznie i tym razem przysięga nie była szczera - westchnął książę patrząc na stertę kamieni. - Ale do trzech razy sztuka. Odbudujcie wieżę jeszcze raz.
Po wielu tygodniach wieża znów stanęła na wzgórzu. Jednak rycerze nie przyjechali już do Lublina. Każdy bał się hańby i śmierci w gruzach. Bolesław Krzywousty zaczął się już zastanawiać, czy sprowadzić rycerzy z Czech i Węgier, gdy na jego dworze pojawił się tajemniczy jeździec. Stanął przed księciem i rzekł:
- Daję ci, panie, słowo rycerskie, że w moim władaniu ziemia lubelska nie zazna cierpień.
Książę nie miał już strojnego płaszcza, więc dał rycerzowi szary płaszcz podróżny.
Wszyscy w napięciu oczekiwali chwili, w której nieznajomy stanie na szczycie wieży. Gdy młody rycerz dotarł na szczyt, wiatr tylko delikatnie roztrącał mu włosy. Aż nagle spod jego szarego płaszcza zaczęły wyłaniać się skrzydła i mężczyzna wzbił się w powietrze. Ludzie z niedowierzaniem patrzyli w niebo, po którym krążył rycerz przemieniony w orła i obserwował okolicę.
- Oto człowiek, który nigdy nie złamie złożonej mi przysięgi - westchnął z ulgą książę.
Od tamtej pory, aż po dziś dzień, lubelskiej ziemi strzegą orły. Wieżę nazwano Wieżą Trzech Płaszczy, a po latach na jej miejscu stanął lubelski zamek. Nad wieżami zamkowymi dziś już nie latają orły, ale mieszkańcy pamiętają tę niezwykłą historię i przekazują ją sobie z pokolenia na pokolenie.
Komentarze
Prześlij komentarz