Polskie legendy: Papuga Heweliusza
W dawnych czasach, kiedy gwiazdy błyszczały jaśniej nad wolnym miastem Gdańskiem, żył tam człowiek, którego umysł sięgał niebios. Był to Jan Hewelke, znany powszechnie jako Heweliusz, mistrz gwiazd i fermentacji, który miłością swą piwo darzył równie wielką, co tajemnice kosmosu.
U boku miał on towarzyszkę niezwykłą – papugę, której dar mowy był tak wielki, że ludzkie słowa naśladowała z zadziwiającą zręcznością. Razem przemierzali podziemia Ratusza Staromiejskiego, gdzie Heweliusz nad piwnymi kadziami czuwał, by trunki jego były jak nektar bogów – doskonałe.
Jego pracownicy, znani jako czeladnicy piwni, szacunek swój dla mistrza piwowara wyrażali codziennym pozdrowieniem: "Idziem, panie Hewelke!", co papuga szybko uczyniła swym ulubionym zawołaniem.
Wśród licznych opowieści o tej ptasiej damie, jedna wyróżnia się szczególnie. Gdy złodziejaszek o kocim sercu i łapach jak zwinne cienie włamał się do mieszkania, papuga, choć w sidłach śmiertelnego niebezpieczeństwa, swym wołaniem "Idziem, panie Hewelke!" wzbudziła na tyle uwagi, że złoczyńcę przestraszyła i życie swe ocaliła. Innym razem, gdy płomienie pożaru ogarnęły dom Heweliusza, i wszystko co w nim było wynoszono na zewnątrz, papuga ponownie wołaniem swym "Idziem, panie Hewelke!" ludziom o sobie przypomniała i od zguby się uratowała.
Nawet w dniu najsmutniejszym, kiedy to Heweliusz opuścił ten świat, papuga, jego wierna towarzyszka, w kościele Świętej Katarzyny, wśród żałobników siedząc, na widok znikającej trumny, ostatni raz zawołała: "Idziem, panie Hewelke!" – jakby chciała pójść za nim, aż poza gwiazdy.
Komentarze
Prześlij komentarz